Hortiterapia- początek

Jedna z form terapii jest hortiterapia.

Od zawsze było wiadomo, że ogród, rośliny czy uprawa warzyw jest formą leczniczą pomagającą w różnych formach stresowych i przeróżnych stanach depresyjnych.

Obcowanie z naturą sama w sobie ma zbawienne oddziaływanie na nasz układ nerwowy i samopoczucie.

Dla mnie ogród to część mojego życia

Zawsze czułam jakieś połączenie z roślinkami. Od dziecka kiełkowały mi wszelkie patyczki wsadzone w ziemię. Z czasem przerodziło się to w coś więcej.

Dziś mieszkając na wsi i prowadząc ranczo ze zwierzętami, mam też swoją odskocznię czyli kawałek ogrodowego raju.

Ogród to była pierwsza rzecz, którą robiłam nim powstał dom.

Ale może od samego początku…

Mieszkając jeszcze w bloku, w doniczkach a nawet skrzynkach, sadziłam swoje pierwsze iglaki. Malutkie sadzonki bo inaczej nie było mowy o trzymaniu czegoś na 1 metrze kwadratowym zwanym balkonikiem.

Te iglaki, które wielkością nie mieściły się na owym balkoniku sadziłam u rodziców na działce.

Niesamowite jest to, że kiedy moi rodzice sprzedawali działkę to my wykopaliśmy te moje trzy największe tujki zabierając je na wieś i sadząc przed domem rodziny mojego męża. Tam one przeczekały kilka lat aż nastał dzień budowy naszego domu. Były tak duże że trzeba było wyrwać je ciągnikiem ale byłam ta uparta w swoim działaniu, że nie odpuściłam pozostawienie ich tam gdzie mnie nie ma.

Zasadziłam je tuż przy tarasie nowo budowanego domu. Minęło 20 lat a one nadal rosną przy samym tarasie ciesząc oko i dając przyjemny chłód latem od słońca.

Przeszły długą drogę oraz kilka miejsc ,,bycia,, aż spoczęły wrastając w ziemię przy moim własnym domu.

Mówią, że starych drzew się nie przesadza. Ale chyba nie zawsze jest prawdą, że się nie przyjmą.

Tym ze skrzyneczek na balkonie obiecałam ogród po 2 latach. I tak też się stało.

Zasadziłam je dwa lata później na skarpie przed domem. To była historyczna chwila bo byłam w zaawansowanej ciąży i sadziłam je 4 dni przed porodem. Dziś po 22 latach są to olbrzymie jałowce.

Pierwszy mój ogród tworzyłam pod starym domem a kiedy powstawał nasz dom, przenosiłam część roślin wiedząc, że już nie będę w stanie opiekować się dwoma miejscami z malutkim dzieckiem pod pachą.

Dziś patrząc na zdjęcia z tamtego czasu aż nie dowierzam, że tak mocno to miejsce się zmieniło.

Ogród to ciągłe tworzenie. Zmusza człowieka do myślenia, pobudza wyobraźnie i tworzy magiczną przestrzeń bycia i życia. Przyciąga mnóstwo stworzeń, owadów, tworząc harmonię ze wszystkim.

Mam naprawdę pole do popisu. Nieograniczoną przestrzeń, którą mogę wykorzystać do swoich twórczych inspiracji.

Urodziłam się jako osoba niepełnosprawna z dodatkowo zdiagnozowanym ADHD i z czystym sercem mogę powiedzieć, że ogród uzdrawia.

Kiedy tworzyłam swoją pierwszą skarpę te 20 lat wstecz, nie miałam pojęcia jak moje roślinki pochłoną to miejsce i jak bardzo je zmienią.

Targałam kamienie, usypywałam skalniaki, robiłam ścieżki i z kamieni i z kawałków bala pozostałych po budowie domu.

Spędzałam tam każdą swoją chwilę.

Dziś myślę, że ta forma terapii była dla mnie naprawdę najlepszym rozwiązaniem. Moja córcia dorastała wśród roślin, owadów i zapachów ziemi. Potrafiła nazwać każdą roślinkę i była bardzo mocno zżyta z tym wszystkim co ją otacza i czego dotyka.

Kiedy tworzyłam ten ogród nie miałam jeszcze stada zwierząt gospodarskich. Pod starym domem chodziło stadko ozdobnych kurek i kaczek a w domu mieliśmy dwa owczarki niemieckie. To też było jedno z moich dziecięcych marzeń – owczarki.

Do dnia dzisiejszego ta rasa to numer 1 u nas w domu. Tym razem mamy ich 5.

Miałam w swoim życiu kilka pasji. Jedna po drugiej ale zmieniały się czasy, otoczenie i pasje. Ogród jest i zwierzęta są ze mną najdłużej o myślę, że zostaną ze mną już do końca mojego życia.

Roślinki do pierwszej części ogrodu czyli na moją skarpę usypaną po wykopie pod dom, w bardzo dużej ilości to były rośliny od ludzi.

Tak zwane nadwyżki, których ktoś z chęcią się pozbywał w dobre ręce.

Miałam też okazję na wykopanie mnóstwa roślin z ogrodu tworzonego przez mamę sąsiadki. Teren ten był przeznaczony na budowę domu więc z koleżanką ratowałyśmy co się dało. To była radość nie do opisania. Zapał, który nie stygł i praca wykonywana od rana do nocy. Tym żyłam

W latach 2006-2009 to był czas, gdzie człowiek miał inne priorytety a także bardzo skromne fundusze więc dziś tym bardziej jestem wdzięczna każdej osobie, która zechciała mi dać kawałek swojego ogródka abym stworzyła własny. To miejsce na podziękowania.

Ziemia u nas jest bardzo zlej jakości. Glina, która albo jest papką po deszczu albo skamieliną latem.

Sadząc pierwsze rośliny to było wyzwanie. Uczyłam się wszystkiego od podstaw i starałam się stworzyć przestrzeń na lata.

Z racji braku funduszy okrywałam roślinki trociną aby ziemia nie wysychała za szybko. I zdało to egzamin. Nawet zdecydowanie polepszyła jakość ziemi z racji mieszania się z trocinami i użyźniania.

Moda na pewne gatunki roślin zmienia się jak moda na ubrania. W tamtych czasach iglaki grały pierwsze skrzypce. Do tego berberysy, pierisy i wszelkiego rodzaju drzewa iglaste.

I to one do dnia dzisiejszego zdobią w pierwszej kolejności mój ogród. Teraz to już śmiem powiedzieć – olbrzymie drzewa.

W ogrodzie zasadziłam tyle roślinek ile zdobyłam i tonę kamieni.

Moja uwagę wtedy przykuła różnorodność wszelkich rozchodników i rojników. Cały skalniak różnych odmian. Dziś ten sam skalniak już zdobią tylko kamienie ale zapisały się te piękne chwile na zdjęciach z aparatu.

Kiedy sytuacja finansowa troszkę się zaczęła polepszać, odwiedzałam wszelkie pobliskie szkółki rośli- co mi zostało do dnia dzisiejszego tylko krąg zatoczył się zdecydowanie szerzej. Opiszę to troszkę później

Na skarpie stworzyłam piękną przestrzeń zasiedlając ją jałowcami, tujami w odmianach, kilkoma odmianami berberysu a także liliowcami, wiciokrzewem czy powojami tworząc pergolę z gałęzi modrzewia.

Koło skalniaka posadziłam kosodrzewiny i żarnowca.

Pierwsze lata rozrastało się to w mgnieniu oka. Niestety kolejna zima była obfita w tak dużą ilość śniegu, że po roztopach stawek zalał mi liliowce nad brzegiem wody. Burze robiły wyrwy w ziemi zmieniając układ tworzonej rabaty. Czasem załamywałam ręce.

Po paru latach korzenie drzew nie stanowią już ryzyka uszkodzeń i cała skarpa trzyma się mocno i stabilnie.

Zaczęłam z czasem przenosić się w kierunku jałowej polanki za skarpą.

Gdy sobie to przypomnę to aż nie mogę uwierzyć, że kiedyś było tam tak łyso, pusto, wypalone słońcem. Rosły jakieś niedobitki truskawek i poziomek. Trawa się tam nie utrzymywała bo wszystko wypalało słońce.

Jednak zanim tam powstał główny ogród, teren był tak ukształtowany, że za tą przestrzenią była skarpa, droga i kolejna skarpa. Na też wyższej wzdłuż posadziłam modrzewie. Biegałam po lesie, szukałam sadzonek i przesadzałam je wzdłuż drogi.

Uwielbiam modrzewie. Wiosną ich kwiatki to istny cud natury.

Dziś to olbrzymie drzewa stanowiące super ścianę od wiatru dla ogrodu i roślin. Oczywiście nim powstał taki ogród jak jest dziś, powstały tam woliery, w których trzymałam ozdobny drób i gołębie.